„Prosta sprawa” – recenzja

Mr. Nobody, czyli całkiem zgrabny western

Wojciech Chmielarz swoją „Prostą sprawą” Ameryki nie odkrył, ale dostarczył czytelnikom kawał dobrej rozrywki w starym stylu. A sobie otworzył furtkę do nowego książkowego cyklu.

Rok temu, na początku pandemii, kiedy myśleliśmy jeszcze że potrwa tylko chwilę i na ten krótki okres niewychodzenia z domu kupowaliśmy w sklepach zapasy makaronu i ryżu, zamknięty w czterech ścianach Wojciech Chmielarz postanowił odkopać XIX-wieczną formułę uprawiania literatury – powieść w odcinkach.  I tak dzień w dzień i tydzień w tydzień na jego profilu facebookowym (swoją drogą – ciekawe, co pisałby na swoim fanpage’u Bolesław Prus, gdyby żył w naszych czasach), niemalże na oczach czytelników, powstawała „Prosta sprawa”, osładzając czytelnikom zamknięcie. Pomysł „zażarł”, a autor postanowił wydać tekst w całości.

Dwa poprzednie wydawnictwa pochodzącego z Gliwic autora, „Rana” i „Wyrwa”, nie były typowymi książkami akcji. Więcej niż siekania i ganiania było w nich psychologicznego i społecznego pogłębienia. „Prosta sprawa” – jak sam tytuł wskazuje – jest odskocznią autora od trudnych tematów.

Jelenia Góra, poszukiwacze uranu, bójki, lokalna gangsterka, ABW, romska i czeska mafia, a pośrodku tego wszystkiego samotny jeździec znikąd. Chmielarz stosuje zabieg znany z westernów Sergio Leone z ikonicznymi rolami Clinta Eastwooda. Nie wiemy, kim jest główny bohater ani jak się nazywa. Nie do końca jesteśmy pewni nawet (choć oczywiście podskórnie to czujemy), czy jest dobry czy zły. Wiemy natomiast, że pojawia się i wprowadza wiele ożywczego chaosu wśród lokalnej społeczności, nadzwyczaj szybko wpadając w kłopoty i znajdując sobie wrogów. Jedyne, co o nim wiemy, to że szuka znajomego – „Prostego”, który nagle gdzieś zniknął.

Z czasem ten samotny wilk, oprócz wrogów, znajduje sobie również przyjaciół. I tu znowu dostrzec można westernowe odwołanie. Był kiedyś taki film z Clintem Eastwoodem, reżyserowany zresztą przez niego samego: „Wyjęty spod prawa Josey Wales”. Tam główny bohater, w wyniku zbrodni wojennej,  traci całą rodzinę i poprzysięga zemstę mordercom. Na zasadzie „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” – w walce przeciwko zdeprawowanym żołnierzom zdobywa kompanów. Kompanów bardzo sympatycznych i skorych do pomocy, ale na pierwszy rzut oka nie do końca do niej zdolnych (podstarzały Indianin i gospodyni domowa w jego wieku oraz młoda kobieta na dzikim zachodzie stanowią raczej nie grupę wsparcia, ale grupę, którą należy wspierać).
Tu jest podobnie. Chmielarzowy Mr. Nobody w walce z armią gangsterów zyskuje uciśnionych przez nich sprzymierzeńców i tylko oni stanowią dla niego namiastkę wsparcia. Jak to się wszystko skończy, nie powiem, ale mogę tylko nadmienić, że finałowe starcie nieco przypomina to z „Wyjętego spod prawa…”.
Zawadiackiej akcji nie brakuje, bohaterowie są dość barwni, świetnie przedstawiony jest powieściowy świat. Okolice Jeleniej Góry czytelnika zaciekawiają i ja osobiście chętnie zobaczyłbym wieżę, na której dzieje się scena rozmowy bossów polskiej i czeskiej mafii.

„Prosta sprawa” to niezbyt skomplikowana fabuła, ale fajny zastrzyk emocji i przygód. I choć nie ma tu wielkich zaskoczeń i czujemy, że główny bohater – mniej lub bardziej poobijany – wyjdzie cało ze wszystkich opresji, by finalnie odjechać na koniu w stronę zachodzącego słońca, to napięcia nie brakuje. I bardzo prawdopodobne jest, że ta koronowirusowa powieść w odcinkach będzie pierwszym tomem z kolejnej Chmielarzowej serii. Oby równie udanej jak dwie poprzednie.

Łukasz Wieliczko

Książka znajduje się w naszym księgozbiorze:
https://katalog.mbp.olsztyn.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=OLM20002101

Zezwalamy na publikację recenzji w mediach.

Możesz również polubić…