„Wada” – recenzja

Kryminalny towar niewadliwy

„Skaza” Roberta Małeckiego doceniona została Nagrodą Wielkiego Kalibru. A jak prezentuje się jej ubiegłoroczna kontynuacja? Jeszcze lepiej. Nawet mimo początkowego braku tego, co w kryminale jest obligatoryjne – trupa.

Nie tak dawno z pełnym przekonaniem pisałem o tym, że w moim odczuciu kryminałem ubiegłego roku jest bez wątpienia debiutancka „Czerwień” Małgorzaty Oliwii Sobczak. I jestem w stanie tę opinię podtrzymać, ale po nadrobieniu czytelniczych zaległości dotyczących książek Roberta Małeckiego o perypetiach komisarza Bernarda Grossa ubiegłoroczne miejsce pierwsze chciałbym rozszerzyć. Ex aequo z „Czerwienią” plasuje się w moich odczuciach Małecki ze swoją „Wadą”, czyli środkowym tomie chełmżyńskiej trylogii.

Pierwszą część, „Skazę”, jakiś czas temu opisywałem. Bardzo porządny, poprawny kryminał. Niepowalający na kolana, ale dobrze rokujący dla kolejnych tomów (świetnie napisana epizodyczna postać bezdomnego „Heńka”). Wtedy odwiedzaliśmy Chełmżę zimą, ale pełnię swego uroku podtoruńska miejscowość osiąga latem. Skwar lejący się z nieba, jezioro, półwysep, plaża, namiot, rower wodny… I do tego trup, a nawet prawdopodobnie dwa. Wakacyjny zestaw idealny, prawda? Szkopuł w tym, że zwłoki istnieją tylko w głowie prowadzącego postępowanie komisarza Grossa. Tam, gdzie on widzi oczami wyboraźni martwe ciało – wszyscy inni, trzymając się faktów, rejestrują jedynie zakrwawiony, opuszczony namiot odnaleziony na półwyspie. Spostrzegawczy policjant zauważa również mężczyznę, który wszystkie działania policji nad jeziorem obserwuje uważnie z przeciwległego brzegu. Zwłok brak, pojawiają się natomiast trupy z szafy – nierozwiązane sprawy sprzed lat, siłą wrzucone na barki naszego głównego bohatera. I przeszłość dogania teraźniejszość.

W „Wadzie” trudno o jakieś wady. Mamy zdjęcia z przeszłości, zmowę milczenia, zagadkę wyłowioną z dna jeziora, wokół którego ogniskuje się akcja. Mamy wreszcie historię, sprzed lat, którą każdy ze świadków opowiada w inny sposób. Nie ma tylko ciała, ale to już problem komisarza Grossa, nie nasz. Co urzeka, oprócz misternej konstrukcji fabularnej, to sposób umiejscowienia akcji – topografia Chełmży i okolicznych wiosek. Jak ja to lubię! Jak ja lubię, kiedy akcja nie dzieje się w próżni. Tu po raz kolejny poznajemy 15-tysięczne miasteczko położone w województwie kujawsko-pomorskim, a jego wakacyjna sielskość ciekawie kontrastuje z mrocznymi sprawami z przeszłości i teraźniejszości. A w centrum wszystkiego jest urzekające jezioro, skrywające wiele tajemnic. Jezioro, które urzeka swoją malowniczością, daje orzeźwienie, ale też jest świadkiem wszelkich ludzkich aktywności, także tych kryminalnych. Niemym świadkiem – dodajmy. Kto w Chełmży nie był, ten być może zapragnie tam być. Albo skorzysta z Google Street View, żeby zobaczyć, co, gdzie i jak.

Robert Małecki, podobnie jak Wojciech Chmielarz (jego cykl kryminałów o komisarzu Mortce zawrotnego tempa nabiera od trzeciej części), pokazał, że rozwija się jako pisarz. O ile „Skaza” była poprawna, o tyle do „Wady”, patrząc na nią krytycznym okiem, trudno się o cokolwiek przyczepić. A niepozornie prowincjonalna Chełmża okazuje się zaś być małą, ale całkiem produktywną (na początku roku ukazał się trzeci tom sagi – „Zadra”), kopalnią zbrodni.

Łukasz Wieliczko

Zapraszamy do wypożyczania:
https://katalog.mbp.olsztyn.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=LESZ%200012019001802

Możesz również polubić…