„Tribute to Mira Kubasińska” – recenzja
Ogień się jeszcze tli…, ogień się pali!
Recenzje płyty „Tribute to Mira Kubasińska” nie są zbyt pochlebne. W skrócie – dziewczyna z Voice of Poland zaśpiewała covery Kubasińskiej nie tak samo, jak zrobiła to Mira. Rzeczywiście, zrobiła to inaczej, po swojemu. Tylko czy to na pewno powinien być zarzut?
Zacząć należałoby jednak od początku. Teraz, jak w „Potopie”, nastąpi przytoczenie drzewa genealogicznego Billewiczów – kto takich wyliczeń nie lubi, śmiało przejść może do następnego akapitu. Geneza tej płyty sięga bowiem wydarzenia sprzed kilku lat, kiedy gruchnęła wieść, że panowie z dawnych składów Breakoutu postanowili się spotkać i trochę pograć. Jak postanowili, tak zrobili. W składzie projektu oldBreakout znaleźli się muzycy, którzy w różnych okresach współpracowali z lubiącym zmiany w składzie zespołu ojcem polskiego bluesa (a tak naprawdę i rocka), Tadeuszem Nalepą – m.in. klawiszowiec Krzysztof Dłutowski, harmonijkarz Tadeusz Trzciński (to jego harmonijka łka genialne solo w „Czemu zwiędły kwiaty”) i gitarzysta Winicjusz Chróst. Weterani dobrali sobie kilku nieco młodszych muzyków, w tym charyzmatyczną Natalię Sikorę, znaną szerokiej publiczności dzięki zwycięstwie w telewizyjnym Voice of Poland (a tej węższej publiczności za sprawą świetnego bluesrockowego albumu „Bezludna Wyspa Bluesa”, który jednak niestety przeszedł bez echa). Panowie zagrali m.in. na kilku koncertach w warszawskiej Progresji, zabrzmiało to dobrze, a Sikora na wokalu w partiach Miry Kubasińskiej wypadła rewelacyjnie. OldBreakout wydał płytę, trochę pokoncertował (niekoniecznie z Sikorą), a potem – można tylko domyślać się dlaczego – niestety podzielił się aż na trzy grupy.
Na „Tribute to Kubasińska” z tamtego projektu pojawili się Chróst, Dłutowski, gitarzysta Dariusz Samoraj i perkusista Vlodi Tafel, a pośród muzyków im towarzyszących znalazł się m.in. Dariusz Kozakiewicz, od wielu lat filar Perfectu, który muzykę Nalepy zna jak mało kto, bo u Mistrza jako 19-latek zaczynał, kładąc z nim ramię w ramię gitarowe fundamenty dla polskiego bluesa i rocka na absolutnie kultowej płycie „Blues”. No i oczywiście firmująca album swoim nazwiskiem Natalia Sikora, która twierdzi, że to właśnie Mira Kubasińska, obok Janis Joplin, najbardziej wpłynęła na nią jako wokalistkę.
Album rozpoczyna „Pożegnalny blues” i już od pierwszych dźwięków wiadomo, że będzie mocno – bluesrock w hardrockowym sosie. A kiedy za chwilę wchodzi mocny, wyrazisty i chropawy wokal Sikory… Ogień! Ogień, który dodatkowo podsycają popisy solowe instrumentalistów. I tak jest w zasadzie do samego końca. ENERGIA wykrzesana z dawnych kawałków, energia, której iskrą zapalną jest silny, charakterystycznie zachrypnięty głos Natalii S.
Jeśli chodzi o konkrety, świetnie wypada „Powiedzieliśmy już wszystko”, iście punkowy (i w tym przypomina wczesny Maanam) charakter ma „Masz to dziś” z purple’owskimi Hammondami Dłutowskiego (choć ten instrument tę punkowość w teorii przynajmniej podważa), rewelacyjnie zagrane i zaśpiewane jest „Do kogo idziesz”, genialnie tnie zamglone powietrze solo gitarowe w „Co tam za mgłą”.
Nie jest jednak oczywiście tak, że wszystko się na tym albumie zgadza. „Poszłabym za Tobą”, czyli najpopularniejszy utwór Breakoutu z Mirą na wokalu, nie powala. Znacznie lepsze wydaje mi się wykonanie sprzed trzech lat na Woodstocku (w projekcie sygnowanym nazwiskiem Ani Rusowicz), gdzie brak fletu zrekompensowała rewelacyjna solówka Piotrka Nalepy – syna Tadeusza. Tu jest nieco słabiej, solo Kozakiewicza jest poprawne, ale magii zabrakło.
Brzmi, jakby było zrobione nieco „po łebkach”, „Na drugim brzegu tęczy”, czyli moim zdaniem utwór sztandarowy, jeśli chodzi o Breakout z Kubasińską. Znane z oryginału psychodeliczny saksofon i hardrockowy połamany riff tu prezentują się mniej okazale, podane jest to wszystko jakoś skrótowo. Być może nie to tempo, być może nie ten saksofonista (Włodzimierza Nahornego zastąpić trudno). Czegoś brakuje.
Brakuje czegoś także w recenzjach poświęconych tej płycie, na które można natknąć się w sieci, bo te wydają być się nieco krzywdzące. Pokrótce posługują się schematem „wokalistka z Voice of Poland zaśpiewała covery Kubasińskiej nie tak jak Kubasińska; gorzej”, a to pewne spłycenie tematu. I już abstrahując nawet od tego, że Mira, choć dziś ma status legendy, przez sobie współczesnych nie była jakoś specjalnie hołubiona za wokal (nie bez powodu Nalepa zaczął śpiewać sam), a sama Sikora nie odtwarza, nie interpretuje, tylko po prostu tak czuje tę muzykę, bo to jej muzyka (każdy, kto miał okazje poznać jej poglądy na muzykę, wie, że ta dziewczyna sprawia wrażenie jakby właśnie teleportowała się do XXI wieku z Woodstocku i to tego prawdziwego). Przede wszystkim pominięte zostają jednak dwie kwestie.
Pierwsza to zespół, nieprzypadkowy, o czym wspomniałem na początku. Dariuszowie Kozakiewicz i Samoraj oraz Winicjusz Chróst robią kawał dobrej gitarowej roboty. To, na co stać Kozakiewicza, wiedzą wszyscy. Samoraj jednak oddał temu projektowi kawał serducha, na koncertach oldBreakout pokazywał, że świetnie się czuję w towarzystwie exBreakoutowych kolegów, a jego Gibson przydaje tej muzyce dużo solowego żaru. To wszystko podparte jest solidną, dobrze brzmiącą sekcją. I to jest druga pominięta kwestia – brzmienie. Breakout w polskim rocku zaprowadził rewolucję, ale technologia i sprzęt realizatorski były jakie były i nie wszystkie nagrania Nalepy brzmią tak, jak powinny i tak jak chciałby on sam. Takie wydania jak to dają szansę na poprawę brzmienia. I trzeba powiedzieć jedno – ta płyta brzmi świetnie i pewnie niemała jest tu zasługa Winicjusza Chrósta, w którego studiu została zrealizowana. Czysto, soczyście i selektywnie. Bas jest na swoim miejscu, gitary Samoraja, Chrósta i Kozakiewicza kipią żarem.
A silny, charakterystyczny głos Sikory przydaje tym utworom mocy. Oddajmy głos temu, który słowem operuje najlepiej, przytaczając umieszczony w książeczce płyty cytat z Bogdana Loebla, czyli nadwornego tekściarza Nalepy:
Gdy po raz pierwszy zobaczyłem Natalię na scenie, ogarnął mnie strach, że artystka lada chwila zapali się żywym ogniem. Natalia Sikora śpiewała całym swoim ciałem. To nie był jedynie najwyższej klasy profesjonalizm. W jej przypadku było to spalanie się, oddanie wykonywanej piosence wszystkich swoich zmysłów, uczuć i serca. Natalia nie potrafi kłamać. Jest żywiołem, nad którym z trudem stara się zapanować.
I niech te słowa posłużą za puentę.
Łukasz Wieliczko
Link do pozycji w katalogu:
https://katalog.mbp.olsztyn.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=b59996742