„Zwykły Włóczęga” – recenzja
Dylan po raz drugi
Martyna Jakubowicz ostatnio polubiła się z coverami. Tym ponownie wzięła na warsztat twórczość Dylana. Z jakim skutkiem? Całkiem niezłym, w czym niemała zasługa towarzyszącego jej zespołu. Słowa Dylana aktualne są zawsze, a i Martyna… ma się całkiem dobrze.
„Zwykły włóczęga” to kolejny owoc fascynacji Martyny Jakubowicz Bobem Dylanem i kolejne podejście artystki do piosenek literackiego noblisty. Poprzednia płyta, „Tylko Dylan” z 2005 roku, zawierała te najbardziej sztandarowe utwory amerykańskiego muzyka, tu mamy zestaw tych nieco mniej popularnych.
Jaka jest ta płyta? Całkiem niezła. Przede wszystkim słuchalna – po pierwszym przesłuchaniu można ją włączyć jeszcze raz (i jeszcze, i jeszcze), a ona nie przeszkadza, sympatycznie i rytmicznie kołysząc. Oczywiście nie jest to dzieło tak wiekopomne jak debiut artystki, owoc jej nie tylko scenicznego związku z Andrzejem Nowakiem (w składzie supergrupy był też legendarny harmonijkarz Ryszard „Skiba” Skibiński), ale – choć Martyna przez lata od tamtej bluesrockowej stylistyki na rzecz krainy łagodności odeszła – echa tamtego grania da się usłyszeć. Może nie na całym krążku, ale na pewno w pierwszym utworze. „Ballada o chudzinie” to piękny blues z dającymi ciepło hammondami, głębokim basem (który na płycie obsługuje znany ze współpracy z Budką Suflera i nie tylko Mietek Jurecki; za bębnami zasiada zaś jego dawny kompan Tomek Zeliszewski) i ekspresyjną gitarą Dariusza Bafeltowskiego (naprawdę piękna, pełna żaru, solówka, szkoda, że tych partii nie ma na płycie więcej). Solidna ballada, wcale nie tak licha, jak mógłby wskazywać tytuł. Do tego realizatorzy nagrań dotrzymali tempa muzykom i fajnie, głęboko to wszystko brzmi. Mocne otwarcie.
Inne utwory aż takiej bluesrockowej mocy nie mają, ale jest, jak to u Martyny bywa, bardzo melodyjnie – czasami może aż nazbyt. Dość banalny motyw akustycznej gitary w singlu z płyty, „Skąd tyle zmian” kojarzyć się może z charakterystycznymi lajtmotivami utworów Zenka Martyniuka (z całym szacunkiem i dla Zenka, i dla pani Martyny). Ale takie konotacje to może wina recenzenta – za dużo Zenka. To jednak ledwie drobna skaza, bo utwór broni się świetnym tekstem, a słowa „Wszędzie amok, dziwny to czas […] / I nie wiem, skąd tyle zmian” – brzmią w ustach gwiazdy polskiego rocka lat 80. przekonująco.
Gitarzystę Dariusza Bafeltowskiego, spod którego palców wyszedł wspomniany „zenkowy” ornament, trzeba jednak chwalić (i to nie tylko za kapitalne solo w pierwszym utworze).
Za jego sprawą na płycie zagościło bogate instrumentarium, wśród którego, oprócz gitary, jest także ukulele, mandolina i banjo. To sprawia, że muzycznie album jest dość urozmaicony, a niektóre utwory wdzięcznie korespondują z tradycjami muzycznymi ojczyzny Dylana. Przykuwa uwagę zwłaszcza pachnąca gankiem amerykańskiego rancza (rytm wyznacza imitacja skrzypienia bujanego fotela) „Ballada o Hollisie Brownie”.
Ciekawa jest także nowa aranżacja „Politycznego świata”, czyli Dylanowego „Political world”, do którego Martyna podchodzi po raz drugi. Tu brzmi lepiej niż na „Tylko Dylan”. Tekstową kontestację („Zrobili polityczny świat […] / A w bankach mieszka śmierć”) napędza motoryczny bas Jureckiego, który dobarwiają zgrabne gitarowe slide’y.
Tak jak poprzednio (i jak zawsze), za teksty – tym razem tłumaczenia poezji Dylana – odpowiada pierwszy (i, jak podkreśla Martyna w wywiadach – jedyny!) mąż artystki, który wiele lat spędził na emigracji w USA. I choć czasami jest może dość dosłownie, to jednak pamiętać trzeba, że ponadczasowe słowa Dylana właśnie pewną prostotą zdobyły sobie uznanie. Swoją drogą fakt, że Jakubowiczowie od lat, mimo różnych kolei losów i osobnych żyć, stanowią nierozerwalny, dopełniający się duet twórczy, zakrawa na swoisty fenomen.
Nie jest to album, który przesłuchać bezwzględnie trzeba (takim jest debiutancki „Maquillage!”), ale na pewno jest przyjemny. Melodyjny i łagodny, ale też muzycznie zróżnicowany, także jeśli chodzi o tempo. Co ważne – nie wieje od niego nudą, choć to przecież covery. Miłośnicy kojącego głosu Jakubowicz na pewno nie będą narzekać. A sam jej głos, który przecież nigdy nie imponował jakąś wielką skalą (nie to jest jego atutem), potrafi zabrzmieć wyjątkowo doniośle, śpiewając słowa „Wszystkie prawdy świata są jak sterta kłamstw”.
Łukasz Wieliczko
Zapraszamy do wypożyczania:
https://katalog.mbp.olsztyn.pl/sowacgi.php?KatID=0&typ=record&001=b59974667