Kilka pytań do… “Oleya” – Proletaryat

Wracamy do cyklu „Kilka pytań do…”. Tym razem, przy okazji koncertu w olsztyńskim Andergrancie, na spytki wzięliśmy Tomka „Oleya” Olejnika, wokalistę obchodzącego XXX-lecie zespołu Proletaryat.

 

Proletaryat obchodzi 30-lecie. Jak to jest mieć ponownie 30 lat?
Całkiem dobrze, choć wiek to jest jedna sprawa, a mentalność – druga. Jeżeli ktoś jest mentalnie otwarty na niedojrzałość, nie zestarzeje się nigdy.

Sugerujesz, że mentalnie możesz być nawet przed trzydziestką?
Pewnie gdzieś tak 25 już mam. (śmiech)

Kiedy ostatnio mieliśmy okazję rozmawiać, dokładnie, co do dnia, trzy lata temu, ukazywał się wasz singiel z ostatniej płyty – „Nie wyrażam zgody”. To mocny protest song o bardzo dużym ładunku buntu. Na co nie wyrażasz zgody w dzisiejszym świecie?
Jestem trochę przerażony tym, co się wokół dzieje, kiedy spojrzy się na Polskę Anno Domini 2018… Ten utwór to kwintesencja tych wszystkich sytuacji, z którymi mamy do czynienia na co dzień. Suma niepokojów i lęków.

Znam ludzi nucących sobie to, wykonując pracę, której serdecznie nienawidzą…
(śmiech) Jakkolwiek to nie zabrzmi, cieszy mnie to. To znaczy, że utwór trafił na podatny grunt.

Wiem, że jesteś audiofilem. Co ostatnio zagościło na Twoim sprzęcie? Mnie zastrzelił młody zespół Greta van Fleet. Dwudziestoparolatkowie, którzy grają jakby Led Zeppelin powstało raz jeszcze.
Ja takich emocjonalnych erekcji może ostatnio nie doznałem, ale kilka ciekawych rzeczy mi wpadło. Słucham wielu gatunków, ekstremalnie różnych rzeczy. Im mocniej zagłębiasz się w muzykę, tym do coraz bardziej nietypowych dźwięków możesz dotrzeć. My ze Stefkiem Machelem regularnie podrzucamy sobie takie tematy. Czasami w ręce wpadają mi nowości, a czasami są to nowości wyłącznie dla mnie, czyli płyty wydane w poprzednich latach, które gdzieś przegapiłem – nie sposób wszystko przesłuchać, a tym bardziej kupić. Czego ostatnio słucham? Z takich rzeczy, które – zwłaszcza produkcyjnie – przypadły mi do gustu, na pierwszym miejscu wymieniłbym The Cinematic Orchestra. Płyta „Everyday” – kapitalnie zrealizowana, kapitalnie nagrana, z mnóstwem gości ze świata jazzu. Świetna rzecz Jeśli ktoś tego nie słuchał, a lubi jazzowe klimaty – polecam! Z rzeczy rockowych – świetny jest przedostatni ClutchEarth Rocker”. Zawsze poszukiwałem zespołów, które tworzą swoje własne odgałęzienia gatunków…

Sami poniekąd tacy jesteście. Zawsze jest problem, gdzie was zaszufladkować.
Niby tak, choć najczęściej słyszymy, że jesteśmy punkami i… „grajta stare!” (śmiech).

A ile można je grać.
No właśnie – nigdy nie rajcowało mnie dreptanie wokół własnego ogona. Ale mniejsza z tym. Clutch to chłopaki z brodami, we flanelowych koszulach, tekstowo sięgają często do jakichś mistycznych kwestii, ale muzycznie pięknie to buja. Jest w tym puls, jest czas, a to najbardziej lubię w muzyce.

A jest jakaś płyta, bez której „Oley” nie byłby „Oleyem”? A może kilka?
Jeśli chodzi o te, które wprowadziły w rezonans tę artystyczną stronę mojej duszy, to na pewno AC/DC – „Back in Black”. Druga płyta, która mnie tak poraziła i kiedy ją usłyszałem, słuchałem jej non stop przez chyba trzy miesiące, to Pink Floyd „The Wall”.

A czytasz coś, Proletariuszu?
Z czytaniem książek mam poważny problem. Stałem się ofiarą Internetu… Oj, dawno temu coś czytałem.

Ale nie aż tak dawno, że zejdziemy do poziomu „Łyska z pokładu Idy”? (śmiech)
Nie, aż tak, to nie. (śmiech) Ostatnią książką, którą przeczytałem od początku do końca, był „Zahir” Paolo Coelho. W takie rejony mnie rzuciło i książka ta zrobiła na mnie duże wrażenie. Tym bardziej, że odnosi się ona do relacji partnerskich, w których miałem wówczas małe potknięcia. Poleciła mi tę książkę moja żona i zrobiła to z pełną premedytacją, za co jej dziękuję. A może Ty mi coś, korzystając z okazji, polecisz?

Na mnie w ostatnich miesiącach największe wrażenie wywarło „Wzgórze psów” Jakuba Żulczyka. To raczej thriller, choć też jest tam co nieco o trudnościach w relacjach partnerskich i o tym, że brudów rodzinnych nie pierze się na zewnątrz…
Zapisałem sobie.

Tylko to ma 900 stron. To nie na jedną trasę koncertową, a na kilka lat grania. (śmiech) Ale wciąga, ja wchłonąłem w dwa dni. Aż mnie oczy rozbolały.
Jestem w stanie to sobie wyobrazić. Ja tak miałem z Sapkowskim. Bardzo mi odpowiada i jego sposób narracji, i wiedza, choćby na temat kwestii militarystycznych, a na ten temat jestem uczulony. Poza tym średniowiecze, gotyk, czerwona cegła… To wszystko można znaleźć na kartach tych książek, a te elementy zawsze mnie pociągały. Jeśli chodzi o fantastykę, przerobiłem też Tolkiena, ale… Tolkiena się czyta trudniej od Sapkowskiego. Być może to kwestia tłumaczenia.

Czyli najbardziej lubisz fantastykę?
Namiętnie poczytywałem też literaturę historyczną.

To tu w ciemno polecam Elżbietę Cherezińską. Niesamowicie poczytna autorka.
Zanotowałem sobie. Generalnie bardzo interesuję się zwłaszcza czasami II wojny światowej. Jakby ktoś spojrzał na moją półkę, to pomyślałby chyba, że mam coś z głową. (śmiech) Historia zawsze mnie pasjonowała i dzieje się tak do dzisiaj. Choć – jak wspomniałem – nieco tę pasję zahamował Internet.

Wróćmy do muzyki. Internetowe plotki głoszą, że turbulencje dopadły linię lotniczą TSA i z pokładu wysiąść chce Marek Piekarczyk, a panowie poszukują nowego głosu. Ty już raz prawie zostałeś wokalem TSA. Tym razem Twój przyjaciel Stefan Machel Cię nie namawia?
Dowcip polega na tym, że wtedy te linie miały latać pod zupełnie inną nazwą i to wtedy miałoby jakiś sens. Jeśli nawet dostałbym taką propozycję, nie podjąłbym się takiego zadania, bo znam osobiście przykład innego bardzo znanego zespołu, którego nazwa łączy się z pewną słodką substancją ze słoika, którą smaruje się kanapki… Tam publiczność miała ogromny problem w zaakceptowaniu nowego frontmana. Ja osobiście nie wchodziłbym w taką sytuację, bo to się wiąże z bardzo dużą odpowiedzialnością. Natomiast nie będę ukrywał, że wracamy ze Stefanem do tematu, który podjęliśmy jakieś 25 lat temu i systematycznie go drążymy. Mam nadzieję, że będzie okazja, żeby zająć się tym na poważnie i zbudować nową sytuację – estetyczną i muzyczną. Z zupełnie nowym przekazem, jeśli chodzi o wartości intelektualne.

A kiedy Proletaryat wypuści coś nowego na rynek muzyczny?
Niedługo. Mam nadzieję, że ludzie, którzy śledzą temat, mieli już okazję poznać utwór „Szajba” [jest dostępny na stronie zespołu – łw], który pilotuje nową płytę. Reszta albumu ma trochę inny klimat, ale myślę, że ci, którzy znają twórczość zespołu, będą bardzo miło zaskoczeni, ponieważ jest on – oczywiście, tradycyjnie – inny od poprzedniego. Wydaje mi się, że muzycznie i tekstowo jest od poprzedniej dojrzalsza.

Rozmawiał Łukasz Wieliczko

Uwaga, konkurs! Do wygrania dwie wejściówki na wybrany marcowy koncert w klubie Andergrant.

Pytanie:
Wymień przynajmniej 5 autorów, których opowiadania można znaleźć w najnowszej książce z uniwersum “Wiedźmina” – zbiorze “Szpony i kły”. Odpowiedzi prosimy nadsyłać do wtorku (6.03)  na adres: lukasz.wieliczko@planeta11.pl. Spośród tych prawidłowych wylosujemy dwóch szczęśliwców. Powodzenia!

Możesz również polubić…